Monday, 28 April 2014

Women of Sapa

Vietnam was my second favourite destination after Japan. Straight after we got there I felt that nice connection with the country. I think we Polish people have lots of similarities with Vietnamese (I think similar history and political system made our personalities alike and we bond quite well). I loved the vibe of Saigon which was crazy chaotic but at the same time really pleasant. I warn everybody about all you can drink deals! Hangover lasts for days!
We stayed few days in Saigon and then went to explore the north- Hanoi. 36 hour journey on the train! The first thing I did in Hanoi was buying a jacket and gloves! The climate difference is horrendous! We were there in February and because of bad weather conditions we couldn't see haalong bay:( but instead we went to Sapa and for me that was the highlight. Sapa is a little town in the mountains which is a great gateway for trekking. While trekking I wanted to talk a lot to women from local tribes. They way they look and the way they live was so exotic to me.The clothes they make and jewellery they wear is incredible. And it's all hand made. I asked one girl how long dos it take to make one full outfit and she said it'd about two years. From the scrath- from spinning the yarn to ready product and the process includes busy family life and taking care of children and giving birth to new ones;) There is many tribes around Sapa but I only managed to talk to two Black Hmong and Tao.
Black Hmong Woman

Tao (read Zao) woman
Girls get married very early, around 15 years old, by the age of 20 they most of them has two kids, by the age of 25 four kids and when they are 50 they look and feel 70. Life in the rural areas is tough. They live in wooden or mud made houses and they build it themselves.

Most of people live there from agriculture and tourism. Many girls work as tourist guides (that started about 10 years ago and now the area became very touristy) and while they do it they carry their children on their backs.



Some of them walk bare foot and some just wearing flip flops (in February!).
The education in the Lao Cai area is very primitive. When I asked the girls about their education they were very emberassed to say that their didn't go to school because they had to help at home. In majority of the families even now only boys go to school. I think they did amazing! Their English was really good so I guess they had to make extra effort if they didn't learn it from school. They learn it from tourists.















Bali beliefs

I know it has been ages since we left Bali but I just have to write little bit about Balinese customs, traditions and religion because it's so rich and amusing! People in Bali always talk to us, as we passed by, they were asking where are you going but  they didn't really waited for the response. They ask the same question in Balinese 'mau kemana' and the answer to that is 'makan angin' which literally means 'eating the wind' just like we say 'getting some fresh air'.
Now getting more into family life I was surprised how little choice they have choosing their's children names. First names are attributed according to the rank of birth; there are four groups and most of them may be for either boy or girl. The first child may only be named Wayan or Patu or Gede if it's a boy. Second child made or Kadek, third Nyoman or Komang and the fourth one Ketut. This is all... And if families have more than four kids they the process starts all over again. We actually met many people named Wayan but I think modern families don't stick to that tradition a lot.
Bali is called the Island of Gods (who live on the top of volcano) and lent the earth to humans. Balinese religion is inspired by Hindu but also there is a lot of influence from worshipping the ancestors. For them the world is a huge ball resting on a turtle called Bedawang. Around its feet are two snakes called Naga. When Gods decide things are not going well on earth thy wake the turtle and his movement causes earthquakes. Then humans must make a lot of noise to wake the snakes who stop turtle moving. Although I don't think people actually believe it now I find this really fascinating.
Gods can be easily pleased by humans dancing, painting or doing any form of craft. They also accept offerings. That is quite similar in most religions for me more interesting is appeasing the demons. Everyday at every home and business people place the basket with offerings on the ground. The basket contains sweets, flowers, fruit, incense and sometimes cigarette. Baskets are not beautiful and sometimes contain rotten food because demons can't tell the difference.

Demons can move only straight, they can't turn. It is said that they often hang out at the cross roads and cause accidents (that made me laugh so much after I saw the way Balinese drive!) Yep blame it on the demons! Sometimes people put roosters in the basket on the road to entertain demons so they don't cause accidents.
At the entrance points to every city and village there is a strange gate to cross. It looks like a gate which was cut in half and each half as put on the one side of the road. It is called 'candi bentars'. When the demons tries to go through the gate would close squashing demon in between.

And the last thing I wanted to write about are Balinese trees! they are amazing and people worship them.

Sunday, 2 March 2014

Dwie wieże i jaskinie nie tylko nietoperzy

Podczas kolejnego postoju w Kuala Lumpur przed wylotem do Vietnamu wybraliśmy się na krótką wycieczkę do Jaskiń Batu, czy też Gua Batu gdzie mieści się m.in. hinduska świątynia boga Murugan (w języku tamilskim), do której dziś beztrosko dojechać można podmiejskim pociągiem.

Przy wejściu do głównej świątyni. Tylko 272 schodki :)

Świątynia mieści się wsród przeogromnych jaskiń powstałych na niesamowicie wyrwanym z kontekstu wypiętrzniu. W sumie to typowa cecha wypiętrzeń, ale w przypadku Batu Caves wrażenie niesamowiości powiększa jeszcze fakt, że jeszcze pół godziny temu wsiadało się do nowoczesnego pociągu pośrodku wielomilionowej metropolii z niegdyś największymi wieżami na świecie (Petronas Towers nadal się lansują, że niby most łączący obydwie "rakiety" jest najwyższy z wszystkich) - a tu nagle wysiada się wsród zapachu Indii (mix kupy, siku, potu i wszechobecnych kradzideł) i widzi przeogromniaste skały wyglądające jakby spadły tu z nieba.



Wrażenie potęguje posąg Murugan przed głównym wejściem po 272 schodach do wnętrz świątyni oraz brak jakichkolwiek budowli w promieniu mil, które miałyby choć 3 piętra, większość to małe stragany i jednopiętrówki wypełnione na przemian pamiątkami, kadzidłami i papu&piciu.


No i oczywiście inne, mniejsze świątynie, gdyż hinduizm to wielobóstwo jakich mało i jak już dziabnie się wielgachną świątynie dla jednego megaboga, to trza iść za ciosem i wybudować kilka pomniejszych dla jego funfli, boby się nie daj Boże (lub raczej bogowie;) poobrażali.


Start!
Meta :D
Po obcykaniu sytuacji i wielu foci, udaliśmy się do wewnątrz głównej świątyni po wspomnianych schodkach i tu okazało się, że posąg Hanumana - małpiego boga - tuż przy wyjściu ze stacji nie był przypadkiem.

Małpa małpie nie równa :D
Może w jaskiniach rządzą nietoperze, ale tu na zewnątrz teren kontrolują na pewno arcybezszczelne makaki.

Jedyne nietoperze jakie widzieliśmy z bliska :/
Bo!
Chordami latają po schodach w dół i górę szukając łatwego celu. A to wyrwą przepoconemu tatusiowi loda prosto z ręki, gdy ten próbuje ratować przysmak swej pociechy, a to rzucą się z niewiarygodnym poczuciem "mi się należy" na młodego hindusa z koszem owoców poświęconych dla jednego z bóstw.

Znajdź Waldo, znaczy się makaki :D
Makaki, z pozoru niegroźne, rozpieszczane przez nieświadomych turystów do granic możliwości, co oczywiście programuje je w postawie mi się należy, potrafią dosłownie pokazać kły, a w smutniejszych wypadkach nawet ich użyć - szczególnie gdy któryś z turystów nie pogodzi się łatwo z oddaniem małpich należności.

Jak widać problemy z fałszywym poczuciem należności sięgają głębiej niż wyuczone lenistwa czawsiarstwo bezrobotnych z pokolenia na pokolenie Anglików otrzymujących społeczne zapomogi ;p

W jaskini przyjemny chłód mile kojący po przeprawie wspomnianych schodów oraz wielkie stalaktyty, stalagmity i "stalalarze" z pamiątkami - wiadomo muszą być ;)





W sumie to dzieje się tu niedużo i po parudziestominutowym zachwycie rozmiarami jaskini wybieramy się zpowrotem, aby ujrzeć kolejny ciekawy punkt wyprawy - widok na Kuala Lumpur ze szczytu naszych kochanych schodów.

Patronas Twin Towers z daleka...
..i z bliska!
Batu Caves oraz park wokoło Dwóch Wierz to naprawdę świetny sposób na spędzenie leniwego dnia w Kuala Lumpur - polecamy i pozdrawiamy!







Rajskie i rajskie inaczej plaże Bali

Piszę ten post w pociągu relacji Hanoi - Lao Cai w Vietnamie, bo nie mogę usnąć, zaległości trzeba kiedyś odrobić, a do mety jeszcze 7 godzin.

Także tak sobie jadę, Olcia drzemie - kochany zwierzaczek ma świetną umiejętność zasypiania w każdej możliwej pozycji :D - Wietnamczycy śpią lub łoją w jakieś gry karciane zbyt egzotyczne żebym się połapał, a ja wspomnieniami powracam do naszej wygodnej willi w Canggu na Bali.

Tak sobie myślę, że Bali może się często kojarzyć z pięknymi plażami wypchanymi po brzegi turystami z jeszcze bardziej wypchanymi portfelami, ale to mit, który co prawda potwierdza się w paru miejscach wyspy - zwłaszcza na południu w okolicach Nusa Dua i Kuty - lecz tylko powierzchownie.

Olcia odważyła się popływać chyba po raz pierwszy podczas pobytu na Bali. Pewnie bo nie ma fali ;) 
Na razie... hehe

Mój największy problem z tymże mitem to brak kultury zarządzania odpadami. Widać go szczególnie na plażach bogatych resortów poza sezonem. 

Wyspa ma wiele rzek, a największa wpływa do morza właśnie niedaleko Kuty, czyli jak się już zapewne domyślacie ktoś tu sobie w kulki leci i wypieprza na skalę masową śmieci do kiedyś pięknych żył wyspy. Wiadomo żyły wpływają do morza, a prądy szczególnie mocne w tym okresie wyrzucają to wszystko na plaże.

Plaża w Legian - jednym z centrów rozpusty turystycznej na północ od Kuty

Przypływ wyrzuca to "bogactwo" na brzeg, Balijczycy zbierają w kupki i wywożą na wysypiska, a niektóre z tychże wyrzucają to z powrotem do rzek!!!

Widok jest porażający, zwłaszcza że większość obecnych na płazy zachowuje się tak jakby zupełnie nic się nie stało!

Turyści, których widzieliśmy chyba w szoku po prostu plażowali się na całego, włączając naprawdę odważne panie opalające się pośród pół-metrowych pagórków śmieci naniesionych przez fale (sic!).

Sprzedawcy latają za turystami próbując im wcisnąć wszystko od napojów, leżaków, parasoli po przyśpieszone kursy surfowania, loty helikopterem i grzybki psylocypki. Nie no żartuję, psychodeliczne grzyby dostępne są wyłącznie w specjalnych sklepikach w mieście, ale zdaje się że przydałyby się szczególnie tu! Może wtedy ktoś by zauważył, że HELOŁŁŁ! coś tu nie gra!?

Rozumiem, niektórzy przyjechali tu na krótkie wakacje skuszeni mito-reklamą i postawieni twarzą w twarz z okrutną prawdą po prostu próbują na tyle na ile da radę jakoś się powywczasować przez te 14 dni i zrobić kilka foci na profil w księdze paszczy bez udziału zużytych reklamówek, puszek, butelek i tak... nawet prezerwatyw. Widzieliśmy co najmniej ze dwie :( -

...ale ja podjąłem decyzję, bojkotuję Bali i zamierzam rozpocząć kampanie w tym temacie, ale więcej jak już będzie cosik gotowe, bo na razie to wyłącznie mózgoczyn.

Co przepełniło szalkę goryczy?

Ostatni dzień na mojej ulubionej plaży Bali niedaleko Padang Bai - Bias Tegul (tzw. ukryta plaża), gdzie podczas dziewiczych odwiedzin miałem pierwszy raz w życiu zaszczyt pływać wraz z żółwiami pośród koralowców. :D

Żółwie poruszają się z niesamowitą gracją pod wodą zupełnie nie przypominając swych lądowych wypocin na temat przemieszczania się. Tutaj po prostu "fruwają" frywolnie i potrafią być bardzo szybkie i zwrotne, zwłaszcza jeśli ciekawski nurek podpłynie zbyt szybko. ;)

Chcę wrzucić krótki filmik z żółwiami, ale muszę wpierw uporać się z obróbką :/

Tak w sumie to odwiedziliśmy okolice Padang Bai 4 razy (2 razy Błękitną Lagunę, gdzie koralowce mają się całkiem całkiem i urzekają bogactwem ryb i kolorów oraz 2 razy w zaułku żółwi) i za każdym razem czuliśmy się jak w raju, szczęśliwi że problem bogackich plaży na południu nas nie dosięga.

Olcia zwiedza przybrzeżne koralowce :D
A kuku - powiedział koral :p
Rodzinka "Nemo" czyli błazenki plamiste. Jest ich pełno i kompletnie nie boją się nurków.
A to same koralowce, i jak widać po kolorach niestety powoli wymierają :(
I więcej rybek, te trochę nieśmiałe..
A inne wręcz przeciwnie :)
Ziomuś wal śmiało, nie na jednym blogu się bywało.
Przepraszam, czy Pan mógłby sobie ten aparat włożyć w...!?
Okej kolo, ja lece po Zenka, kurza twarz. Zenek!
Stary ty se cykaj, a ja se troche podjem póki Zenka nie ma...mniam mniam.
Kiepskie foto, ale widać pod skałą Zenka. Ups, to ja płynę do brzegu.
Zenek! Zawsze uśmiechnięty... albo czekaj czy on się???
Spoko, Zenek był po prostu głodny :p
Bye bye!
Niestety jak się okazało tego feralnego dnia na naszej ukrytej plaży była to naiwna ignorancja, gdyż śmieci na Bali przypływają wszędzie gdzie zabiorą je zmienne prądy morskie.

Dzień zaczęliśmy od Blue Lagoon, gdzie chciałem uwiecznić parę widoków przepięknych ryb i koralowców (plus mała przygoda z Zenkiem ;), a popołudniem udaliśmy się do Bias Tegul, gdyż żółwie zwykły odwiedzać ten zakątek punktualnie jak w zegarku.

Ku memu zdziwieniu po żółwiach ani śladu a i widoczność znacznie pogorszona. Z początku tłumaczyłem to sobie mocnymi prądami nanoszącymi dużo piasku i jakichś drobinek, organicznych sobie główkuję, ale już po godzinie wszytko było jasne.

Śmieci w wodzie na "Ukrytej plaży" niedaleko Padang Bai :(((
A tubylcy sobie surfują, turysty pływają jak gdyby nigdy nic!
Apokaliptyczne chmary śmieci napełniły mnie nieopisanym smutkiem, ale też dały dużo do myślenia, także o tym jak ja osobiście ignoruję problem zarządzania odpadami w dniu codziennym.

Mamy tak piękną planetę i mam nadzieję, że jest jeszcze czas by oszczędzić jej bogactwo fauny i flory, przynajmniej te którego jeszcze nie zniszczyliśmy.

Muszę to jeszcze przemyśleć, ale wydaje mi się, że calkowity bojkot turystyczny Bali, choć trudny do realizacji, może być jedynym wyjściem, aby wytworzyć odpowiednią presję na władzach...

Z drugiej strony może zaaplikuję o indonezyjską dożywotnią wizę i sam zajmę się problemem? ;)

Na pocieszenie jeszcze kilka fotek z plaży zanim wypełniły je śmieci:

Taka ryba! ;p
To jest mój kocyk!!! ;D
Bias Tegul gdy nie ma fal.
Bias Tegul, gdy są fale :D
Niektóre całkiem dużeeee!!!! Wypier....ć!!!
Ufff udało się...
A może jednak nieeee!!! Quack!
Tu dowód, że tak naprawdę to ja się fali nie boję :D

Dobra, jest już 1:33 i Olcia się obudziła także do następnego razu :)