Saturday, 8 February 2014

14 dni w raju

Długo już nic nie postowałem, więc mały update.
Jesteśmy na Bali już 14 dni a przy okazji dziś (31.01.14 gdy to pisałem) Sylwester dla wyznających kalendarz  Chiński.

Więc tak. Trochu przez lenia, trochu przez kaca, a ci co lubią niech bajurzą, że przez przeznaczenie mieszkamy razem z Jayem i Camille w wynajętej willi z basenem pośród ryżowych pól na odludziu Canggu.

W drodze do willi...

...już tuż tuż...
...dosłownie za rogiem ;)
A! To tu :D Kamera! Poproszę zbliżenie twarzopaszczy :)
Jest czil
Olcia nakrywa na śniadanko :)
Jak widać na poprzednim poście (ten po łangielsku) odwiedziliśmy już królestwo motyli niedaleko Ubud, miasta które też już troszkę obcykaliśmy. Także nieangielskojęzycznych zachęcam do odwiedzania postów Olci, bo naprawdę są tam cudne zdjęcia. 

A z innej beczki, jak to mawiał Jezus w Kanie Galilejskiej - to poruszamy się wszędzie na skuterze i tu parę słów dla potencjalnych podróżników a pro pos. Jeżeli zamierzacie zwiedzać Bali na skuterze, koniecznie załatwcie sobie międzynarodowe prawojazdy na motocykl.

Olcia nie może się doczekać aż dosiądzie naszego rumaka ;)
Alternatywnie zaraz po przyjeździe udajcie się do wydziału policji w Denpasar po prawojazdy na skuter dla turystów. Ważne tylko na 30 dni ale opłaca się, gdyż policja na Bali wręcz uwielbia turystów na skuterach z prawojazdy lokalnym, znaczy się z kraju pochodzenia a nie międzynarodowym. 

Driving license please! Oh no international, no problem... 500000 Rupi ticket :p

Mandatu przeważnie można szybciutko uniknąć "pomagając przyjacielowi" - czyli łapkujac uśmiechniętego policjanta w kwocie od 100-250 tysięcy indonezyjskich Rupi - zależnie od humoru oficera i umiejętności targowania turysty, ale prawojazdy turystyczne to oficjalnie kwota 125 tysięcy ichniejszych + 25 tysi za pisemny egzamin.

Mi przyjazny policjant w Densapar oznajmił, że się skończył limit podań na prawka dla przybyszy, ale zawsze można "pomóc przyjacielowi" i za jedyne 250 tysi miałem je w ciagu 15 minut, bez egzaminów i kolejek. Co kraj to obyczaj, a na Bali łapówki są powszechne jak turyści, także no, trzeba sobie jakoś "pomagać" ;)
...zwłaszcza, że mina policjanta, który mnie zatrzymał i zobaczył prawojazdy wydane przez lokalny organ była na prawdę bezcenna :D a zatrzymywany byłem jeszcze 2 razy do końca pobytu.

Korek! ;p Na drodze szybkiego ruchu z Denpasar do Padang Bai.

No i tak sobie bujamy się po Bali na fali. Dużo czasu spędzamy w okręgu Canggu, gdzie kręcą sie głównie surferzy, ale jest także przepyszne i w miarę tanie papu no i Deus. Sklep dla surferów, restauracja i w każdą niedzielę imprezownia z niesamowitą atmosferą!

Co tydzień inny zespół lokalny lub z zagranicy i DJ. Muzyka w sam raz na nasze gusta, co stwierdziłem już po playliście przy obiedzie jeszcze przed pierwszą imprezką.

A pierwsza impreza warta wspomnień Ojoj :) Co prawda to już 2 tygodnie temu, ale to był w pewnym sensie główny powód, dlaczego znaleźliśmy się w willi pola ryżowe nr 3.

Niestety nie zdążyliśmy na zespół, bo czilaksik przy basenie z browkami był zbyt przyjemny by go przedwcześnie opuszczać, ale zdążyliśmy na DJ'a i przeogromną obecność turystów, lokalniaków oraz turysto-lokalniaków.

To właśnie ci ostatni zaprosili nas do siebie na kontynuację dionizejskich igraszek. Jay i Camille mieli udać się na skuterze, a ja z Olcią wielkim jeepem dopiero co poznanego Niemca o imieniu... wiadomo alko robi swoje, także nieważne hehe.

Z ciekawszych rzeczy to Niemiaszek tuż po zapoznaniu się i rozpoczęciu drogi wjechał wpierw w zaparkowany za nami motocykl, a potem na skrzyżowaniu w Wiktorię na skuterze, która była w drodze  na tą samą imprezę, poczym stwierdził, że on nie jest piany, tylko ma zły dzień i że on już nie prowadzi.

Ale jak to? Przecież my dopiero co wybraliśmy się na naszą pierwszą bibę na Bali!?
W takich chwilach trzeba działać szybko. Wysiadłem od strony pasażera podszedłem do naszego niefartnego kierowcy i zakomunikowałem, że nie ma problema ja nas dowiozę na miejsce, a on niech sobie wygodnie siądzie i wypocznie :) i obeszło się bez problemów, oprócz faktu, że pierwszy raz jechałem takim wielkim wozem i to automatykiem, co niby miało ułatwiać sprawę, choć moja lewa ręka cały czas szukała dźwigni biegów.

Dojechaliśmy już bezwypadkowo do willi Volksdeutscha gdzie czekała na nas gromadka lokalniako-turystów, lokalniaków no i.. no właśnie gdzie jest Jay i Camille??? Otóż okazało się, że było nieporozumienie i 4 gości, włącznie z naszymi Kanadyjczykami pojechało na plażę zamiast do willi organizatora przedwczesnej afterki. Kurwa, ja nie wiem jak oni w takim stanie mogą wszyscy prowadzić pojazdy zmechanizowane i że nie kończą zmechacone lekko w rowie, to już tylko cud wyspy bogów ;p

Ale spoko, bawić można się też bez reprezentacji Kanady, jak się okazało do 6 nad ranem... no problem :D Tzn. był taki niby problem, że w planie był wyjazd na 2 tygodnie do Amed, ale jak się jest prawdziwym podróżnikiem, a nie turystą-terrorystą, to małe zmiany w planie są wskazane, a wręcz sprzyjają na dobrą cerę, także ten: 1 extra dzień w przebajkowych chatkach Calmtree na megakaczorku, a potem szybka decyzja całej 4, że szukamy willi...i tak właśnie tu wylądowaliśmy, aż do końca pobytu na Bali, ale nie myślcie, że były tylko same libacje i the end. Były podróże i inne przygody ale o tym w następnym poście :D

Przy okazji polecam świetną stronę do wyszukiwania niebanalnych zakwaterowań na całym świecie: https://www.airbnb.com/, którą z kolei poleciła nam Camille przy wyszukiwaniu willi.

Buziaczki

Tuesday, 4 February 2014

Green school Bali

I've heard about Green School about three years ago and since then I always wanted to visit it. My dreams came true few days ago.

Green School was founded by Canadian guy John and his wife Cynthia. The principle of the school is to provide sustainable, student centered education. The classrooms there have no walls, everything is made of bamboo, desks are not square, school is pretty much self sufficient and kids who study there are learning how to do it in their future lives. We were truly amazed by that place. It was such an inspiring experience.

link to TED talk by John Hardy about Green School:
http://www.ted.com/talks/john_hardy_my_green_school_dream.html


















Tegenungan waterfall

For us the idea of hiking through the jungle to a hidden waterfall and taking a bath there is the image of paradise. Going to Tegenungan waterfall was a must do thing. We got on our motorbike and an hour later we were on the spot. I must say the waterfall wasn't as hidden as I thought it would be but still very impressive. I was disappointed only with the fact that during rainy season in Bali water brings all sort of mud and dirt along and bathing in brown water isn't that appealing.







Secrets of coffee

Bali is famous for it's coffee called Luwak- apparently the most expensive coffee in the world (£500 per kg). I've never been to the coffee plantation before and after working in the coffee shop for so many years I am kind of interested in the whole process of creating a perfect cup.
Plantation which we wanted to visit is hidden in the middle of the island and without the motorbike (and google maps) it would've been really hard to find it. We were both quite surprised by the variety of things which grow there; it wasn't only coffee but also cocoa, ginger and all sort of spices and flowers which are used for flavouring coffee, tea, sugar etc.



The lady which guided us through the plantation explained to us the difference between coffee species and told us why Luwak coffee is so special. Asian palm civets are eating the berries and digested coffee bean is collected from their feces. Apparently the process may improve coffee through two mechanisms; selection and digestion. Selection occurs when the civets choose to eat coffee berries containing better beans. Digestive mechanism improves the flavour. I think the idea is quite extraordinary but there is one thing to remember, those animals often are abused, kept in small cages and force fed.


After separating coffee beans from the feces comes roasting (1kg for 1 hour) then crushing and sieving. We tried all sort of coffees and teas there: ginseng, ginger, vanilla, coconut, lemongrass, rose, red rice, mango and obviously Luwak coffee. I think the winner for us was a ginseng one.