Sunday, 2 March 2014

Dwie wieże i jaskinie nie tylko nietoperzy

Podczas kolejnego postoju w Kuala Lumpur przed wylotem do Vietnamu wybraliśmy się na krótką wycieczkę do Jaskiń Batu, czy też Gua Batu gdzie mieści się m.in. hinduska świątynia boga Murugan (w języku tamilskim), do której dziś beztrosko dojechać można podmiejskim pociągiem.

Przy wejściu do głównej świątyni. Tylko 272 schodki :)

Świątynia mieści się wsród przeogromnych jaskiń powstałych na niesamowicie wyrwanym z kontekstu wypiętrzniu. W sumie to typowa cecha wypiętrzeń, ale w przypadku Batu Caves wrażenie niesamowiości powiększa jeszcze fakt, że jeszcze pół godziny temu wsiadało się do nowoczesnego pociągu pośrodku wielomilionowej metropolii z niegdyś największymi wieżami na świecie (Petronas Towers nadal się lansują, że niby most łączący obydwie "rakiety" jest najwyższy z wszystkich) - a tu nagle wysiada się wsród zapachu Indii (mix kupy, siku, potu i wszechobecnych kradzideł) i widzi przeogromniaste skały wyglądające jakby spadły tu z nieba.



Wrażenie potęguje posąg Murugan przed głównym wejściem po 272 schodach do wnętrz świątyni oraz brak jakichkolwiek budowli w promieniu mil, które miałyby choć 3 piętra, większość to małe stragany i jednopiętrówki wypełnione na przemian pamiątkami, kadzidłami i papu&piciu.


No i oczywiście inne, mniejsze świątynie, gdyż hinduizm to wielobóstwo jakich mało i jak już dziabnie się wielgachną świątynie dla jednego megaboga, to trza iść za ciosem i wybudować kilka pomniejszych dla jego funfli, boby się nie daj Boże (lub raczej bogowie;) poobrażali.


Start!
Meta :D
Po obcykaniu sytuacji i wielu foci, udaliśmy się do wewnątrz głównej świątyni po wspomnianych schodkach i tu okazało się, że posąg Hanumana - małpiego boga - tuż przy wyjściu ze stacji nie był przypadkiem.

Małpa małpie nie równa :D
Może w jaskiniach rządzą nietoperze, ale tu na zewnątrz teren kontrolują na pewno arcybezszczelne makaki.

Jedyne nietoperze jakie widzieliśmy z bliska :/
Bo!
Chordami latają po schodach w dół i górę szukając łatwego celu. A to wyrwą przepoconemu tatusiowi loda prosto z ręki, gdy ten próbuje ratować przysmak swej pociechy, a to rzucą się z niewiarygodnym poczuciem "mi się należy" na młodego hindusa z koszem owoców poświęconych dla jednego z bóstw.

Znajdź Waldo, znaczy się makaki :D
Makaki, z pozoru niegroźne, rozpieszczane przez nieświadomych turystów do granic możliwości, co oczywiście programuje je w postawie mi się należy, potrafią dosłownie pokazać kły, a w smutniejszych wypadkach nawet ich użyć - szczególnie gdy któryś z turystów nie pogodzi się łatwo z oddaniem małpich należności.

Jak widać problemy z fałszywym poczuciem należności sięgają głębiej niż wyuczone lenistwa czawsiarstwo bezrobotnych z pokolenia na pokolenie Anglików otrzymujących społeczne zapomogi ;p

W jaskini przyjemny chłód mile kojący po przeprawie wspomnianych schodów oraz wielkie stalaktyty, stalagmity i "stalalarze" z pamiątkami - wiadomo muszą być ;)





W sumie to dzieje się tu niedużo i po parudziestominutowym zachwycie rozmiarami jaskini wybieramy się zpowrotem, aby ujrzeć kolejny ciekawy punkt wyprawy - widok na Kuala Lumpur ze szczytu naszych kochanych schodów.

Patronas Twin Towers z daleka...
..i z bliska!
Batu Caves oraz park wokoło Dwóch Wierz to naprawdę świetny sposób na spędzenie leniwego dnia w Kuala Lumpur - polecamy i pozdrawiamy!







Rajskie i rajskie inaczej plaże Bali

Piszę ten post w pociągu relacji Hanoi - Lao Cai w Vietnamie, bo nie mogę usnąć, zaległości trzeba kiedyś odrobić, a do mety jeszcze 7 godzin.

Także tak sobie jadę, Olcia drzemie - kochany zwierzaczek ma świetną umiejętność zasypiania w każdej możliwej pozycji :D - Wietnamczycy śpią lub łoją w jakieś gry karciane zbyt egzotyczne żebym się połapał, a ja wspomnieniami powracam do naszej wygodnej willi w Canggu na Bali.

Tak sobie myślę, że Bali może się często kojarzyć z pięknymi plażami wypchanymi po brzegi turystami z jeszcze bardziej wypchanymi portfelami, ale to mit, który co prawda potwierdza się w paru miejscach wyspy - zwłaszcza na południu w okolicach Nusa Dua i Kuty - lecz tylko powierzchownie.

Olcia odważyła się popływać chyba po raz pierwszy podczas pobytu na Bali. Pewnie bo nie ma fali ;) 
Na razie... hehe

Mój największy problem z tymże mitem to brak kultury zarządzania odpadami. Widać go szczególnie na plażach bogatych resortów poza sezonem. 

Wyspa ma wiele rzek, a największa wpływa do morza właśnie niedaleko Kuty, czyli jak się już zapewne domyślacie ktoś tu sobie w kulki leci i wypieprza na skalę masową śmieci do kiedyś pięknych żył wyspy. Wiadomo żyły wpływają do morza, a prądy szczególnie mocne w tym okresie wyrzucają to wszystko na plaże.

Plaża w Legian - jednym z centrów rozpusty turystycznej na północ od Kuty

Przypływ wyrzuca to "bogactwo" na brzeg, Balijczycy zbierają w kupki i wywożą na wysypiska, a niektóre z tychże wyrzucają to z powrotem do rzek!!!

Widok jest porażający, zwłaszcza że większość obecnych na płazy zachowuje się tak jakby zupełnie nic się nie stało!

Turyści, których widzieliśmy chyba w szoku po prostu plażowali się na całego, włączając naprawdę odważne panie opalające się pośród pół-metrowych pagórków śmieci naniesionych przez fale (sic!).

Sprzedawcy latają za turystami próbując im wcisnąć wszystko od napojów, leżaków, parasoli po przyśpieszone kursy surfowania, loty helikopterem i grzybki psylocypki. Nie no żartuję, psychodeliczne grzyby dostępne są wyłącznie w specjalnych sklepikach w mieście, ale zdaje się że przydałyby się szczególnie tu! Może wtedy ktoś by zauważył, że HELOŁŁŁ! coś tu nie gra!?

Rozumiem, niektórzy przyjechali tu na krótkie wakacje skuszeni mito-reklamą i postawieni twarzą w twarz z okrutną prawdą po prostu próbują na tyle na ile da radę jakoś się powywczasować przez te 14 dni i zrobić kilka foci na profil w księdze paszczy bez udziału zużytych reklamówek, puszek, butelek i tak... nawet prezerwatyw. Widzieliśmy co najmniej ze dwie :( -

...ale ja podjąłem decyzję, bojkotuję Bali i zamierzam rozpocząć kampanie w tym temacie, ale więcej jak już będzie cosik gotowe, bo na razie to wyłącznie mózgoczyn.

Co przepełniło szalkę goryczy?

Ostatni dzień na mojej ulubionej plaży Bali niedaleko Padang Bai - Bias Tegul (tzw. ukryta plaża), gdzie podczas dziewiczych odwiedzin miałem pierwszy raz w życiu zaszczyt pływać wraz z żółwiami pośród koralowców. :D

Żółwie poruszają się z niesamowitą gracją pod wodą zupełnie nie przypominając swych lądowych wypocin na temat przemieszczania się. Tutaj po prostu "fruwają" frywolnie i potrafią być bardzo szybkie i zwrotne, zwłaszcza jeśli ciekawski nurek podpłynie zbyt szybko. ;)

Chcę wrzucić krótki filmik z żółwiami, ale muszę wpierw uporać się z obróbką :/

Tak w sumie to odwiedziliśmy okolice Padang Bai 4 razy (2 razy Błękitną Lagunę, gdzie koralowce mają się całkiem całkiem i urzekają bogactwem ryb i kolorów oraz 2 razy w zaułku żółwi) i za każdym razem czuliśmy się jak w raju, szczęśliwi że problem bogackich plaży na południu nas nie dosięga.

Olcia zwiedza przybrzeżne koralowce :D
A kuku - powiedział koral :p
Rodzinka "Nemo" czyli błazenki plamiste. Jest ich pełno i kompletnie nie boją się nurków.
A to same koralowce, i jak widać po kolorach niestety powoli wymierają :(
I więcej rybek, te trochę nieśmiałe..
A inne wręcz przeciwnie :)
Ziomuś wal śmiało, nie na jednym blogu się bywało.
Przepraszam, czy Pan mógłby sobie ten aparat włożyć w...!?
Okej kolo, ja lece po Zenka, kurza twarz. Zenek!
Stary ty se cykaj, a ja se troche podjem póki Zenka nie ma...mniam mniam.
Kiepskie foto, ale widać pod skałą Zenka. Ups, to ja płynę do brzegu.
Zenek! Zawsze uśmiechnięty... albo czekaj czy on się???
Spoko, Zenek był po prostu głodny :p
Bye bye!
Niestety jak się okazało tego feralnego dnia na naszej ukrytej plaży była to naiwna ignorancja, gdyż śmieci na Bali przypływają wszędzie gdzie zabiorą je zmienne prądy morskie.

Dzień zaczęliśmy od Blue Lagoon, gdzie chciałem uwiecznić parę widoków przepięknych ryb i koralowców (plus mała przygoda z Zenkiem ;), a popołudniem udaliśmy się do Bias Tegul, gdyż żółwie zwykły odwiedzać ten zakątek punktualnie jak w zegarku.

Ku memu zdziwieniu po żółwiach ani śladu a i widoczność znacznie pogorszona. Z początku tłumaczyłem to sobie mocnymi prądami nanoszącymi dużo piasku i jakichś drobinek, organicznych sobie główkuję, ale już po godzinie wszytko było jasne.

Śmieci w wodzie na "Ukrytej plaży" niedaleko Padang Bai :(((
A tubylcy sobie surfują, turysty pływają jak gdyby nigdy nic!
Apokaliptyczne chmary śmieci napełniły mnie nieopisanym smutkiem, ale też dały dużo do myślenia, także o tym jak ja osobiście ignoruję problem zarządzania odpadami w dniu codziennym.

Mamy tak piękną planetę i mam nadzieję, że jest jeszcze czas by oszczędzić jej bogactwo fauny i flory, przynajmniej te którego jeszcze nie zniszczyliśmy.

Muszę to jeszcze przemyśleć, ale wydaje mi się, że calkowity bojkot turystyczny Bali, choć trudny do realizacji, może być jedynym wyjściem, aby wytworzyć odpowiednią presję na władzach...

Z drugiej strony może zaaplikuję o indonezyjską dożywotnią wizę i sam zajmę się problemem? ;)

Na pocieszenie jeszcze kilka fotek z plaży zanim wypełniły je śmieci:

Taka ryba! ;p
To jest mój kocyk!!! ;D
Bias Tegul gdy nie ma fal.
Bias Tegul, gdy są fale :D
Niektóre całkiem dużeeee!!!! Wypier....ć!!!
Ufff udało się...
A może jednak nieeee!!! Quack!
Tu dowód, że tak naprawdę to ja się fali nie boję :D

Dobra, jest już 1:33 i Olcia się obudziła także do następnego razu :)